Instagram

piątek, 5 grudnia 2014

03.12.2014 albo po amerykańsku 12.03.2014 ;)

Od dziecięcych lat uwielbiałem okres świątecznych przygotowań. Nadal pomimo ubiegających lat jest to dla mnie magiczny czas...

sobota, 15 listopada 2014

niedziela, 2 listopada 2014

Waszyngton D.C.

Jeden z jesiennych weekendów...pogoda cudowna, słonecznie...więc ruszamy do stolicy U.S.A :)

poniedziałek, 13 października 2014

Columbus Day

Z racji tytułowego święta, ten weekend z dniem dzisiejszym włącznie to przede wszystkim szaleństwo zakupowe!

sobota, 11 października 2014

I nadeszła jesień...

Zmieniające się kolory...wirujące i tańczące na wietrze, szeleszczące i wszechobecne pod nogami liście...powiem chłodu o poranku...wciąż krótki rękawek o południu i gruby sweter o zmierzchu...

piątek, 3 października 2014

„Ci, których kochamy nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność”

Było po dziesiątej, kiedy to wracając do domu weszłam do podziemi by złapać metro... Dostaję wiadomość z Polski, że powinnam wejść na skype bo mają mi do przekazania coś pilnego...

środa, 17 września 2014

Fashion Week...i czas podjąć decyzję

...i tak oto wakacje dobiegły końca...strasznie szybko...za szybko...

środa, 10 września 2014

Massachusetts, Maine, Nantucket

Po raz kolejny wypowiedziałam słynne "Do zobaczenia"...,
w NYC byłam jeszcze dwa dni, po czym pojechaliśmy do Massachusetts na...dwa dni...;p

czwartek, 4 września 2014

Together...

Pierwszy tydzień spędziliśmy w NYC. Oczywiście chciałam pokazać im wszystko co tylko się da... hmm tylko jak to zrobić w tydzień? ;)
Jako, że w końcu płynie w nas ta sama krew ;p ...cały tydzień...a właściwie całe 3 tyg...sypialiśmy po 4-5 godz na dobę, żeby zobaczyć wszyściutko ;)

czwartek, 28 sierpnia 2014

piątek, 22 sierpnia 2014

Massachusetts, czyli jak pokochałam życie na farmie :)

Przygoda z Niagarą zakończyła się, jak wszytsko tutaj w Stanach, bardzo szybko...wieczorem wysiadłam z autobusu w NYC, po czym 12 godzin poźniej ponownie byłam w drodze do MA...:)

czwartek, 21 sierpnia 2014

"Życie jest jak wodospad: piękny i niebezpieczny"

Patrzę przez okno...lasy, chodniejsze powietrze, cisza...już prawie jestem...w domu... - W tym momencie napisałam ostatnie zdania i zniknęłam na dwa miesiące :)

środa, 20 sierpnia 2014

Niedaleko Big Apple...

Pierwszym moim postem po long break będą obiecane już zaległości, czyli Princeton i "wycieczka" na Yankee Stadium.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Where am I ?

Sama już nawet nie pamiętałam, kiedy to ostatnio cokolwiek napisałam i aż musiałam zerknąć w daty ;p
Well...tak dawno, że nawet lepiej nie wspominać ;D
Co jakiś czas dostaję od niektórych z Was miłe maile z prośbami powrotu...Dziękuję !!! :)

Nie będę się usprawiedliwiać czym ta przerwa była spowodowana, bo mogłabym wymieniać w nieskończoność ;p

Po prostu Wam opowiem :)

Postaram się ponadrabiać zaległości w niedużych odstępach, ale jednak będą to osobne posty, bo nie chcę napisać jednego, długiego referatu, tylko poszczególne części ostatnich....ponad już dwóch miesięcy..:)

Tak więc...Here I am...again ;)


piątek, 20 czerwca 2014

Philadelphia

Czas ponadrabiać trochę zaległości ;)
Co prawda leżę, ledwie żywa, bo znowu łapie mnie przeziębienie ;/;/ a dopiero co się wyleczyłam ;/ ale obecnie są takie zmiany temperatur... na dworzu upał :), wchodzę do metra - zimno jak nie wiem ;/... ale w planach dzisiejszych miałam, że w końcu napiszę notkę, więc piszę, bo kalendarz na następny mies pełniuteńki, więc nie mogę niczego odłożyć, bo znowu mies minie i nic z tego nie będzie ;):)

piątek, 6 czerwca 2014

Last two days... - once again please ;p

Ostatnim razem, czyli trzy dni temu pisałam do Was w drodze do Massachusetts. We wtorek wylądowałam w Newport, środa - Middletown ;p hehe - to tak odnośnie tego, jak wspominałam, że moja rodzinka to wieczna adrenalina ;p

poniedziałek, 2 czerwca 2014

What's up ?

Aktualnie siedzę w autobusie w drodze do stanu Massachusetts. Jak wiecie moje życie w USA to 24/7 coś nowego :) moja rodzinka to jak wieczna adrenalina i never ending story ;)

środa, 14 maja 2014

Weekendowo - kolorowo... ;)

Weekend... jak zawsze dużo planów, jak zawsze za mało czasu ;D

W ten weekend spotykałam się oczywiście z osobami mi najbliższymi na amerykańskiej ziemi ;)
Sobota była dość fikuśna, gdyż z samego rana jeszcze przed wyjściem sprawdzając pogodę w iphonie - deszcz... ehh patrzę przez okno...hmm jakoś nie widzę deszczu, tylko upał i wielkie słońce :) jak zawsze przezornie wystawiłam parasol na stół, żeby o nim nie zapomnieć.... oczywiście zapomniałam ;) ehh no cóż, już za późno, żeby się cofnąć...:)

sobota, 10 maja 2014

W jakim stopniu należy znać język...?

Często pojawia się to pytanie w Waszych mailach :)

"W jakim stopniu należy znać język, aby zostać Au Pair?" :)

Otóż... jak zapewne wiecie do USA przyjeżdżają dziewczyny z przeróżnymi umiejętnościami językowymi, od tych najlepszych do tych, które jeszcze musza się podszkolić ;)
Osobiście uważam, że język należy znać w stopniu takim, żeby w miarę dobrze móc się porozumiewać z rodziną. 
Oczywiście można przyjechać z umiejętnościami prawie zerowymi, ale po co się wtedy męczyć. Prawda jest taka, że wszędzie i tak będziesz się posługiwać angielskim i tutaj już się nie "prześlizgniesz" ;) czy to w szkole u dzieciaków, czy to na ulicy, czy banku, więc ważne jest aby umieć chociaż w podstawowych zwrotach przekazywać to, co chcesz, żeby mogli zrozumieć "sens". Myślę, że to jest najważniejsze :) Nawet z rodziną u której będziesz mieszkać, będziesz sie czuć swobodnie kiedy będą mogli Cię zrozumieć :) Nie wspominając już o dzieciach, które musisz zrozumieć, jak i one Ciebie :):):)
Reszta przyjdzie z czasem, jednak nawet będąc tutaj tak naprawdę nadal trzeba uczyć się!!!, jeśli chcesz mówić perfect :) Według mnie pobyt tutaj nie oznacza, że "z góry" na pewno nauczysz się rewelacyjnie operować angielskim. Owszem osłuchujesz się, ale żeby samemu dobrze mówić nadal trzeba poszerzać słownictwo, czy znajomość gramatyki - samo nic nie przychodzi ;)

Z drugiej strony też nie bójcie się :) wiekszość z Was na pewno dobrze mówi i rozumie język, tylko w to same nie wierzycie ;) nie załamujcie rąk, kiedy w pierwszej rozmowie przez skype będziecie rozumieć co drugie zdanie - to normalne :) sami amerykanie mają przeróżne akcenty w zależności od stanu, więc spokojnie...:)

Najważniejsze: mówić wiele, popełniać błędy, i oczywiście nie przejmować się ;) hehehe :)


piątek, 2 maja 2014

Metro, subway, czy train ?

Nie trzeba być w NYC, żeby wiedzieć, że podstawowym środkiem transportu na Manhattanie jest metro ;)

Pamiętam, jak po raz pierwszy zapytałam mojego hosta o linie metra na Times Square, w momencie kiedy użyłam "magicznego" słowa - METRO... ten, wielki uśmiech na twarzy :)
Oczywiście w mojej głowie od razu, że pewnie użylam złego czasu, złej konstrukcji gramatycznej czy coś takiego, więc zapytałam dlaczego się śmieje :)... tak zaczęła się nasza konwersacja na temat dość nietypowy ... :)

Krótko i na temat metra: 
Na każdym wejściu do podziemi jest napis "Subway", na biletach jest "MetroCard", ale jeżeli chcesz być prawdziwym nowojorczykiem to w rozmowach użyjesz określenia "Train" :D, tak więc kiedy na ulicy zapytasz kogoś o metro, wiadomo już, że jesteś turystą :D

Jedynym pozytywnym aspektem jest to, że faktycznie metrem można dojechać prawie wszędzie, połączenia
trasowe są idealne...no dobra, jest jeszcze jeden pozytyw - jeździ 24 h ;)... i to wszystko ;p
Niestety kiedy po raz pierwszy weszłam do podziemi przeżyłam szok...nowojorskie metra są brudne, zaniedbane, nie ma co nawet porównywać do metra paryskiego, czy innego europejskiego, z całą pewnością to najgorsze jakie w życiu widziałam ;p
Mamy metro Express i Local. Express oznacza, że nie zatrzymuje się na wszytskich przystankach, dlatego jest szybsze, natomiast local, zalicza je wszytskie.
W informacjach mamy podane, że czas oczekiwania to parę minut w "rush hours", w nie "rush hours" ok. 10 min, w nocy co ok. 20 min - nie jednokrotnie przekonałam się, że nie zawsze się to sprawdza, może faktycznie rano, jak wszyscy jeżdżą do pracy jeździ często, ale w nie rush hours pozostawia wiele do życzenia, nie wspominając już o weekendach, gdzie masz wrażenie, że czekasz nie raz wieczność...
Czas oczekiwania stanowczo za długi, czyli kolejny minus. Dla porównania ponownie odniosę się do metra paryskiego, gdzie czas oczekiwania wynosi przeciętnie 2-3 min, 5 min to już długo.
Dodatkowym minusem jest to, że przez to, że jest ono 24 h/ 7 dni w tyg, często w godzinach nocnych bywają zmiany w rozkładach, czyli np. metro, które normalnie jest express, jeździ jako local... trzeba na bieżąco czytać wszystkie zmiany, co jest uciążliwe ;/

Nie ma co się jednak oszukiwać, że pomimo tylu minusów jest to nadal najlepszy środek transportu jeżeli chodzi o szybkie i trafione dostanie się do celu, jak to mówią nowojorczycy, że to ich "second home" :):)

Parę fotek z mojego codziennego, "domowego" metra ;)

po lewej stronie mały napis Subway, ehh mogłam przybliżyć ;)

tu MetroCard
no comments...o stanie "higienicznym" :D

 I jak już trzymamy się w klimatach mojej okolicy to proszę :)

Widok, wychodząc z mojego apartamentu :) chyba nie najgorzej ;)

Droga do metra...

A tu już przy metrze...:)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Biegamy czy chodzimy...?

Do napisania tej notki zainspirowało mnie ostatnie Wielkanocne spotkanie z dziewczynami, kiedy to spacerując po mieście, co chwilę słyszałam - "Zwolnij !!!" :D

Wychodzisz z domu, jak zwykle o tej samej godzinie... idziesz do metra, żeby mniej więcej o 9:30 D. był w szkole...kiedy podchodzisz już do korytarzowego wejścia, słyszysz nadjeżdżający subway, więc co robisz? - ciągniesz młodego za rękę i biegiem, żeby się załapać...jeśli się nie załapiesz, next może przyjechać za 5-10 min (nie ma na to reguły, ale o nowojorskim metrze napisze osobną notkę)...tak czy inaczej jeżeli nie zdążysz to już masz poczucie "spóźnienia".
Wysiadasz na 59 st, idziesz schodami na górę i ponownie, jeżeli nie trafisz na wyjście najbliżej szkoły, następne 5 min w plecy, więc co robisz? - biegniesz ;p, a wierzcie mi na tej stacji pomimo już 3 mies pobytu tutaj nadal nie raz się gubię ;p hehe... podsumowując jeżeli nie zdążysz na metro i wyjdziesz nie tym wyjściem, masz min 10-15 min do tyłu ;p znając ten porządek rzeczy już na starcie wychodząc z domu co robisz? ;) - zaczynasz biec :D
Potem biegniesz ze szkoły po kawę, i jeżeli nie dojdziesz tam do ok godz. 9:35 utkniesz w długiej kolejce, a następny punkt ze 3 streets dalej, gdzie wcale nie jest powiedziane, że kolejki nie będzie ;p więc co robisz, kiedy wychodzisz ze szkoły? - biegiem po kawusię ;D ( no chyba, że idę na basen, to kolejność ulega zmianie ;p), potem biegiem na metro, bo o tej i o tej musisz być w domu ....itp, itd :D

Manhattan jest niezwykle rozległy, długie uliczki i pomimo dobrej komunikacji metra, przechodząc nawet jedną ave (st są krótsze) zajmuje to chwilę czasu, a jeszcze dla mniej wprawnych osób, i pomyłek w stylu "to north czy south?" można wiele czasu zmarnować na szukanie celu :)
Każdego poranka idąc ulicami, tłum ludzi podąża w różnych kierunkach, każdy się gdzieś spieszy, tak więc ludzie nie chodzą, tylko baardzo szybko maszerują ;p
Przy takim stanie rzeczy nawet nie wiesz kiedy, ale codziennie stając się częścią tego "tłumu" automatycznie wnikasz w niego :)
I tak po 3 mies pobytu tutaj nawet nie wiem kiedy, ale po ostatnim weekendzie, uświadomiłam sobie, że nie kontroluję już tego i nawet kiedy idę na niedzielny spacer ze znajomymi, które przyjeżdżają do NYC....5 min - i słyszę - "Gdzie znowu biegniesz?:D"

Także biegamy, biegamy ;) 


I parę fotek ;)



to już uzależnienie ;p;p


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Happy Easter...? ;)

Tak, Tak i jeszcze raz duuże TAK !!! :):)
Każde święta są szczególnym czasem dla Au Pair. Wtedy to właśnie najczęściej przypominają nam się chwile spędzone w domu, z najbliższymi. Nie zawsze jednak oznacza to, że to czas "smutków" ;)
Święta Wielkanocne spędziłam w gronie cudownych Girls ;) - oczywiście Au Pairs ;) i pomimo tego, że święta tutaj w niczym nie przypominają tych polskich... czas ten był przeuroczy :)
Dziękuję Wam :)...:*

Moja host rodzinka została ze swoją rodzinką, ja zdecydowałam się wrócić do NYC. Oczywiście nie mieli nic przeciwko, chociaż myśleli, że jednak zostanę z nimi ;) Dostałam przed wyjazdem drobny prezencik na zajączka, bilet powrotny ;) i w drogę :)
W sobotę spotkałam się z moimi dziewczynami, a że pogoda była cudowna, to zawitałyśmy najpierw do Central Parku, tam pogaduszki, sesja zdjęciowa...:D potem poszłyśmy coś zjeść i dostałyśmy rewelacyjny stolik przy samym oknie z którego mogłyśmy obserwować muzeum figur woskowych. Nie zabrakło także "małych" drineczków :D ;) ... następnie wybrałyśmy się do Bryant Parku - a tam konwersacje z francuzami, szwajcarem :D hehe,
 Kiedy już powoli robiło się chłodniej, postanowiłyśmy rozgrzać się w plenerze Public Library :D ;) (spokojnie Kochane nie pokaże tych zdjęć :D ) hehe...następnie hotelowym korytarzem wybrałyśmy się na taras widokowy, gdzie tamtejsza atmosfera w zupełności Nas rozgrzała :D hehe... na zakończenie znalazłyśmy się w Irish Pub.
Dziewczyny nocowały u mnie więc ciąg dalszy był już w moim room :D ;);)
W niedziele obudziły nas dźwięki piosenki Uptown Girl. Tym optymistycznym akcentem oraz świątecznym śniadankiem rozpoczęłyśmy dzień :) Oczywiście koszyczek wielkanocny też był :)
Jak zawsze wszędzie spóźnione biegiem leciałyśmy do katedry na msze, ale był taki tłum, że zdecydowałyśmy kontynuować nasz maraton do następnego kościółka :) w końcu trafiłyśmy do jeszcze innego, gdzie msza okazała się być po hiszpańsku -  "La Manana" :D Dziewuszki :D
Potem parada, gdzie można było spotkać wiele przebierańców i przy Rockefeller Center niesamowita wystawa pisanek ( zdjęcia nimi przeplatałam, bo naprawdę były warte zobaczenia :))...

Dwa niezwykłe dni, pełne wrażeń, uśmiechów, wspomnień i wiary w przyszłość...
Dziękuję Wam za to, że po prostu byłyście... kiedy nasze prawdziwe rodziny były far, far away... :*:*:*

Happy Easter? - Happy Easter !!! :)







niedziela, 6 kwietnia 2014

Nowojorski shopping


Z racji tego, że dostałam parę maili od Was z pytaniami odnośnie tutejszych przecen itp więc co nie co...:)

Od razu podkreślam, że jestem jedną z tych osób, które bladego pojęcia nie mają o modzie itp :D Ubieram to co mi się podoba i tyle ;)

Co do sklepów w Nowym Jorku, to zapewne każda z Was wie, że znaleźć można tutaj "prawie" wszystko :)
Również zdajecie sobie sprawę, że nowojorskie życie, i markowe sklepy są bardzo drogie...ale...:)
Właśnie małe "ale" :) ...Odpowiadając na Wasze pytania odnośnie tego, czy tutaj naprawdę są takie duże przeceny markowych ciuchów to mogę spokojnie odpowiedzieć, że - TAK :)
Również trzeba wiedzieć, gdzie szukać, ale naprawdę można znależć tutaj "markowe perełki", na które nawet Nas stać z naszą "pensją" :D
Co prawda, ja w zakupach nie tonę ;p, gdyż wolę zbierać pieniądze na holiday, ale również przyjechałam tutaj z myślą "odświeżenia" swojej garderoby ;p;p hehe :D

Tutaj parę nabytych rzeczy i same/i oceńcie :)
W nawiasie to cena oryginalna przedstawiona na metce.

Nine West - 6,98 $ ( 48 $ )
La Bijou - 7 $ ( 30 $ )
CKW - 7,98 $ ( 22 $ )
Madden Girl - 19 $ ( 40 $ )
Joe Fresh - 0,80 $ ( 8 $ )




wtorek, 1 kwietnia 2014

Co za "psuja".../ muzealnie ;)

Dwa miesiące tutaj i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zbroiła ;p;p
Dostałam od rodzinki pięknego iphona, którego dwa tygodnie temu zrzuciłam na chodnik i baaaaa.... całe szkło z przodu się roztrzaskało ;p;p....OMG !!! - jak im to powiedzieć?? :D ze trzy dni chodziłam jak nakręcona i kilka razy zabierałam się za to, ale nie mogłam, aż któregoś dnia hostka pyta mnie "czy to prawda, że ktoś tutaj zrzucił iphona?":D - o nie, skąd ona to wie???:D...okazało się, ze mój "słodziak" zrobił to za mnie ;p;p oczywiście zaczęłam się tłumaczyć itp, a oni śmiechem by mnie zabili ;p;p...mówili, żebym się niczym nie przejmowała, że nic się nie stało i że im nie raz to się też zdarzało :D hehe tyle szumu o nic :):) i powiedzieli, że oni zapłacą za naprawę :D hehe uufffff...nawet nie wiecie, jak mi ulżyło :D
Ale oczywiście, żeby tego było mało...ostatnio odkurzając pokój, wciągnęłam ładowarkę do smartfona ;p;p no kur..."czę" - to chyba jakiś żart :D...rozłożyłam odkurzacz na części pierwsze i dawaj...szukamy :D znalazłam!! - trochę połamana, ale na razie działa ;p;p ehhhh...:):)

Jak wiecie NYC słynie z ogromnej ilości muzeów i prawie wszystkie można zwiedzić za darmo, albo za przysłowiowego dolara :) Fakt, że za darmo wejścia są albo przez parę godzin jednego dnia w miesiącu, tygodniu, czy coś podobnego (jeszcze wszystkiego nie mam obstukanego ;)).
Na pierwszy ogień poszłam do Muzeum of Natural History :)...baardzo się rozczarowałam!!! - w myśl filmu The Night at the Muzeum - myślałam, że będzie ciekawiej, natomiast wynudziłam się jak nie wiem ;p - tutaj za "płacisz ile chcesz" można zobaczyć podstawową wystawę, za specjalne wystawy płaci się dodatkowo i to spore sumki, dlatego sobie darowałam ;p tak więc za trzy osoby zapłaciłyśmy 2 $ ;p;p





        
"dziam, dziam" ;)



Drugim muzeum, jak na razie do którego zawitałam było Metropolitan Muzeum of Art :)
No tu już były moje klimaty :) i jak najbardziej polecam :) muzeum oczywiście jest tak duże, że nie idzie obejść wszystkiego w jeden dzień, a że cena wejścia "płacisz ile chcesz" - ale "proszę cash w bilonie" - tak nam powiedziała pani kasjerka ;p;p hehehe więc wiecie - 1 $ :D


          

niedziela, 30 marca 2014

To już dwa miesiące...:)

Wiem, wiem...z wielkim opóźnieniem, ale jestem, żyję i mam się wyśmienicie ;) ;)

Nowojorskie życie jest niesamowicie szybkie :)
Budzisz się wcześnie ( może nie jakoś o świcie ;) i już teraz nawet budzika nie musze nastawiać ;) ), w miarę szybkie, pielęgnacyjne zabiegi, przy piosenkach z iphona i na górę... gdzie już na schodach wita Cię zapach świeżo parzonej i gotowej kawki, to dla mnie jak uwodzicielski zapach perfum ;p;p hehe, na śniadanko przeróżne owoce z jogurtem - oczywiście "organic" :D ( nie wiem, czy u Was też taka moda na wszytsko co się zwie "organic" ? :D ), i poranna pogawędka z hostką :), potem cała ceremonia ubierania i przygotowania starszego do szkoły - której ja się tylko przyglądam, dalej popijając kawkę ;p, kiedy gotowy stoi przy drzwiach trzymając swój lunch box wkraczam w akcję :D, spacerkiem do metra - już teraz nawet się nie spieszę bo i tak zawsze jesteśmy spóźnieni ;p, przystanek na 59 st przy Columbus Av i wzdłuż Central Parku kilka ulic do mety ;) jeszcze tylko wylegitymować się przy wejściu i voila ! :) ... potem od razu na pół godzinki na basenie, bo w końcu jak już tutaj przyszłam, to czemu nie skorzystać ;p;p;p i potem szybciutko z drugą kawką w dłoni wracamy, aby zająć się młodą :):) chwila zabawy, karmienie, przebieranie i w wózek na zajęcia albo spacerek w Downtown :) potem powrót do domku i następne wyjście po młodego do szkoły, kiedy jesteśmy już w domu, spoglądam na zegarek a tu już 6:00 pm!!! :) - i zawsze to samo "kiedy ten czas minął???":):)... kolacyjka przygotowana przez hostkę i wieczorne wyjście na 86 st i kiedy jesteśmy w komplecie, odkrywanie uroków city... w końcu mieszkam w "Bright Lights" :):)...oczywiście nie zawsze mam siły, nie raz po całym praktycznie dniu outside jestem so exhausted :):), ale są to tylko pojedyncze dni na tak zwaną "regerenację" :)...sypiam praktycznie po 5-6 godzin dziennie :) - po prostu tu chce się żyć!!! :):)

Moja rodzinka jest na wiecznych obrotach, dużo jeździmy do Massachuses, to nasz drugi dom :) ... na poczatku to nie raz budziłam się w środku nocy i pierwsza myśl - "to gdzie ja teraz jestem?...NYC, Poland, czy Massachuses?":D:D hehe






poniedziałek, 10 lutego 2014

po dwóch tygodniach...

To już dwa tygodnie odkąd mieszkam w NYC. Ponad tydzień spędzony z new family...:)
Nadal poznajemy się z moją host family :) Są bardzo otwartymi ludźmi, mieszkanie jest bardzo duże, więc mam sporo miejsca dla siebie :) Dzieci są cudowne, chłopczyk czasami potrafi pokazać różki, ale ja osobiście jeszcze problemów z nim nie miałam :) Uwielbia się bawić, wystarczy, że okaże się mu trochę uwagi podczas zabaw w stylu "Oh, really?", "Great, how did you do that?" itp :):):) i potrafi tak godzinami ;p;p Mała jest słodziutka, ale zaczyna powoli wymuszać branie na ręce, jednak staramy się jeszcze Nas;) uchronić od tego ;);).
Pierwsze dłuższe wyjście do miasta miałam tydzień temu w niedziele. Ponad 6 godzin chodziłam po Manhattanie, od siebie poszłam na Times Square, Rockefeller Center, 5 ave, Central Park i przyznam się, że dla mnie poruszanie się przez te ulice nawet z mapą jest zagadką ;p;p hehe, wiem jak ulice leżą, jaka jest zasada, ale pomimo tego, kiedy stoję to non stop pytanie: "w prawo czy lewo" ;);)
Drugie dłuższe wyjście zrobiłam sobie w piątek, a w sobotę przyjechała do mnie koleżanka więc też cały dzień latałysmy po sklepach na 5 ave.
I oto zrobiłam pierwsze ciuchowe zakupy :) Jeszcze są resztki przecen, więc patrzę a tam dłuższe topy w przeróżnych kolorach za 2 $ - taniocha więc biorę jeden, idę do kasy a tam okazuje się, że jeszcez dodatkowa przecena więc płacę... 0,80 $ !!! Pytam babki przy kasie "Are you sure?:p" a ona z uśmiechem "Sure" ;):), więc wzięłam jeszcze jeden w innym kolorze, także za dwa topy dałam całe 1,60 $ :):):) hehe
Cóż mogę powiedzieć, pamiętacie jak pisałam, że moim marzeniem jest biegać po Manhattanie z kubkiem kawy w ręku??:):) i oto tu jestem, i oto tak wygląda prawie;) każdy mój poranek, kiedy odprowadzam Młodego do szkoły, która jest obok Central Parku :):):)
NYC - miasto wielkich kontrastów, dużego życiowego tępa, niesamowitych widoków i.... niezliczonej ilości śmieci ;p;p hehe, tak, tak to chyba najbardziej mnie denerwuje....wszędzie śmieci :):) ale po tyg już na to uwagi aż tak nie zwracam więc chyba idzie się przyzwyczaić :):)
Jak macie jakieś pytania, czy propozycje tematów, dajcie znać :):)

sobota, 1 lutego 2014

I am here

27 stycznia postawiłam pierwsze kroki na amerykanskiej ziemi na lotnisku w NYC :) dzień pełen przeżyć, emocji... :) przesiadka w Londynie, co czyniło moją podróż łącznie ponad 11 godzin ;p i dużo i mało :) w myślach kłębiło się setki myśli, świadomość że leci się na drugą stronę świata... naprawdę mix wszystkiego :)
Potem standardowo 3 dni Orientation. Tutaj pewnie Was zadziwię bo w przeciwieństwie do większości dziewczyn nie uważam tego czasu za niepotrzebny, czy nudny :) Wręcz odwrotnie, mnóstwo dziewczyn z każdej strony świata, wszystkie uśmiechnięte, warunki w hotelu bardzo dobre, basen, wszystko co jest nam potrzebne :) Fakt, że czas jest zaplanowany co do sekundy (więc przez te 3 dni niby jesteś w Ameryce, ale znasz tylko lotnisko i hotel, no chyba, że jedziesz na wycieczke do NYC (ja nie pojechałam, bo byłam padnięta i było mega zimno, poza tym mieszkam w  nyc :) ), fakt, że to co mówi babka przez ponad 4 godziny można powiedzieć w godzinę, ale powiem Wam, że po głębszym zastanowieniu podziwiałam ją :) za to, że pomimo mówienia w kółko o tym samym przez naście lat, nadal na w sobie to "coś", co pozwala na poczucie, że jesteśmy jedynymi dziewczynami na świecie które zaczynają tego typu przygodę :) za to, że ze stoickim spokojem odpowiada nawet na bezsensowne pytania :) wiele rzeczy również z tego co tam przerabiamy może wydawać się oczywistymi, ale wierzcie mi, rozmawiałam tam z dziewczynami, które bladego pojęcia nie miały o dzieciach, co było quite funny ;)
Zawarłam wiele znajomości i myślę również, że jedną przyjaźń ;);) i dzień w którym na nowo trzeba sobie powiedzieć "goobye" sprawiało, że na nowo łezki kręciły się w oczkach ;) bo obojętnie kiedy znowu się zobaczymy, nie zmienia to faktu, że każda nagle zostaje zupełnie sama i ma stawić czoło z zupełnie obcymi dla siebie ludźmi :)
I tak oto rozpoczął się już oficjalnie my american dream w NYC :):)

piątek, 24 stycznia 2014

Ready to fly...

27 stycznia postawię pierwsze kroki na Amerykańskiej ziemi...prawie gotowa, walizka wciąż pakowana...dokumenty w rękach...nowe życie, nowa rodzina, nowy dom, nowi przyjaciele (podziękowania dla Leny, Aluni :) )...wszystko nowe :) ...pożegnania, uściski, ostatnie łzy :) ...wish me good luck :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

First step

Dopiero co były święta, dopiero co zgodziłam się zostać au pair nowojorskiej rodziny, a tu już prawie połowa stycznia ;)

cz. I Poszukiwania perfect family
Jak wspomniałam wcześniej znalezienie "tej" rodzinki zajęło mi 3 mies. Room miałam otwarty od końca września, a dzień przed wigilią zgodziłam się na match z rodzinką. Rodzin miałam bardzo dużo, po dwudziestej którejś już nawet przestałam liczyć, ale bardzo chciałam mieszkać w samym NYC, co niestety okazało się nie takie proste. Już od początku kiedy szłam na rozmowe kwalifikacyjną wspominając, że interesuje mnie tylko wyjazd do NYC, konsultantki starały się mnie przekonywać, żeby nie nastawiać się na konkretne miejsce, że z okolic NY jest dużo rodzin, ale z centrum moga być problemy. Rozumiałam to, ale...co mogłam poradzić na to, że chciałam spróbować ? :)
Pierwszą rodzinę z NYC miałam już jako 3 match. Wtedy wydawało mi się, że "kurcze, dopiero 3 match a tu juz NYC, więc może to nie takie trudne", z rodzinki niestety zrezygnowałam, czego żałowałam już po kolejnych matchach. Dużo rodzin miałam z Filadelfii, Waszyngtonu, okolic NYC. Były one przeróżne, ale ze względów ilościowych nie byłam w stanie ze wszystkimi rozmawiać i nie ukrywam, że już po którejś z kolei zaczęło po prostu nudzić mnie to samo. Wszystkie rozmowy zaczynały się od tych samych pytań itp. Jednak z biegiem czasu, uświadomiłam sobie, że jednak jeżeli chcę zobaczyć Amerykę, powinnam trochę odpuścić i pogodzić się z tym, że centrum nowego jorku będę odwiedzać tylko w weekendy :) Tak więc, zaczęłam więcej rozmawiać z rodzinkami z okolic. Rodzinki były rozmaite, niektóre oferowały dużo więcej niż jest w programie, czym nie ma co ukrywać bardzo kusiły ;) . Aż tu nagle na początku grudnia miałam 2 matche na raz z NYC :) Jedna rodzinka z Manhattanu, a druga z Brooklynu. Niestety Ci z Manhattanu szybko się wycofali z programu, że niby są w separacji. Pozostała mi więc rodzinka z Brooklynu :). Przemili ludzie, bardzo otwarci na nowych ludzi. Host mum bardzo konkretna, co strasznie mi się podobało, a wierzcie mi, że po tylu rodzinach nie bałam się już o nic pytać :) Dużo mi oferowali, jednak ostatecznie zrezygnowałam z nich ponieważ bałam się podjąć opieki nad 8 mies bliźniakami i ich 4 letnim bratem. Także mieszkali zupełnie w południowym brooklynie, więc dotarcie na Manhattan zajmowałoby mi dosłownie tyle samo czasu co z innych miejscowości obok NYC. I tak zbliżałam się do końca grudnia, stwierdziłam, że już w takiej bezczynności nie mogę siedzieć, więc z początkiem stycznia trzeba znaleźć pracę :) Zaczęłam już wysyłać CV i mój amerykański dream stawał się coraz bardziej odległy :) Nie ukrywam, że strasznie to przeżywałam ;) aż tu pewnego dnia odezwała się do mnie rodzinka z uroczą 2 mies dziewczynką i 4 letnim chłopcem z NYC :)

cz. II Family
Coś o mojej host family :)
Mieszkają w Manhattan NYC. Dwójka dzieci, chłopczyk chodzi do przedszkola, gdzie będę go zaprowadzać obok Central Parku, mała wiadomo :). Host mum jest menadżerem, host dad jest fotografem/artystą, ma swoją pracownie po drugiej stronie ulicy naszego mieszkania. Będę mieć swój pokój z łazienką. Do pokoju jest też osobne wejście, więc jak bym bardzo późno wracała to nie ma problemu. Będę mogłą korzystać z biletu miesięcznego (nie wiem czy w NYC nie ma imiennych biletów ? ) :) Host mum ma swoją rodzinę w Massachusettes, gdzie będziemy jeździć. Raczej są dosyć aktywną rodzinką, campingi, wyjazdy itp. Pamiętam naszą drugą rozmowe na skype, która była w samochodzie jak jechali gdzieś w okolice Waszyngtonu. Pytali mnie również czy lubię podróżować itp :) Wydają się być otwartymi, radosnymi ludźmi i naprawdę od razu "coś" zaskoczyło i każda rozmowa na skype była bardzo swobodna :) Co prawda nie ukrywają, że "nudzić" się nie będę :) Pamiętam jak którąś rozmowę zaczęła od "prosze nie zrażaj się, ale tak jak Ty wolę wszytsko powiedzieć i być szczera" :):) i zaczęła wymieniać takie oczywiste rzeczy i obowiązki typu, czy będę sprzątać po sobie, czy nie przeszkadza mi robić pranie dzieciaków, wspominała też nie czasami będzie się zdarzać, że w niektóre dni będę dłużej czyli te 10 godz z dziećmi, a czasami po 2 godz. i czy mi taka zmienność nie przeszkadza, czy nie będę się bała chodzić z dwójką dzieci po mieście, czy jeżdżić metrem itp :)
Bardzo doceniłam to, że prostu z mostu pisała o wszystkim, chociaż nie ukrywam, że na początku "trochę" się przestraszyłam :) ale naprawdę ich polubiłam, chciałam mieszkać w dużym mieście więc stwierdziłam, że ryzykuję :) prawda jest taka, że ludzi poznaje się tak naprawdę tylko już na miejscu :) Przez pare rozmów na skype, czy w mailach nie odda się tej "prawdziwości" :)

cz. III Przygotowania
Mój match z rodzinką był dzień przed wigilią. Wtedy też host mum dała znać agencji i na moim profilu pojawiło się słynne Congratulation :)
Obecnie mam dużo rzeczy na głowie. Problemy zaczęły się od razu. Najpierw mój lekarz rodzinny nie chciał podbić mi medical form bo uważał, że to powinien zrobić lekarz medycyny pracy ( moja walka z nim nadal trwa ;/;/ ).
Po drugie czekam wciąż na te dokumenty z APIA, żeby móc zacząć ubiegać się o wizę. Bardzo się tym denerwuję, bo teoretycznie mam wylatywać 27 stycznia a ja jestem w proszku. Na dodatek mam na 13 stycznia zaplanowany już dużo wcześniej zabieg wyrwania ósemki ;/ przez co też się denerwuje, czy wszytsko przez te 2 tyg do lotu się zagoi. ;/;/
Obecnie nie sądzę, żebym zdążyła z tym wszytskim. Następny wylot jest dopiero 10 lutego a rodzinka bardzo potrzebuje au pair na "już".
Jak to u Was wyglądało z wizą, jak długo się czeka na te dokumenty z APIA???? :):) please, help ;)

cz. IV Podsumowanie :)
Powiem Wam szczerze, że na początku każda przyszła au pair czeka z niecierpliwością na pojawienie się pierwszej rodzinki na profilu, ale później też jak jest ich nadmiar to wierzcie mi, każde następne pojawienie się już męczy i nie ma żadnych "wow" :) Większość pojawiała się z podobnych okolic i chyba jedynego stanu jakiego nie miałam to Kalifornia ( a już później już nawet o to się modliłam, chociaż ciepło ;) ). Zauważyłam też, że rodziny z większych miast więcej oczekują od au pair. Nie, żeby mówić o jakimś wyzysku czy coś takiego bo nie, nie...są też przemili, otwarci itp. ale mają szybszy tryb życia, przez co często nawet godziny pracy mają bardzo ruchome, ciężko im określać schedule itp więc nie bójcie się pytać wtedy o konkrety! bo to bardzo ważne, sprawdzajcie też okolice, bo czasami są miejsca gdzie do jakiejś cywilizacji jest bardzo daleko - ja miałam rodzinkę z teksasu, gdzie zwykły, najbliższy sklep był 20 km od domu :):)
Wiadomo, każda z nas chce trafić do rodziny, gdzie będzie tak prawdziwie czuć się jak u siebie w domu, w końcu przyjeżdżamy do obcego zupełnie nam świata i to właśnie host family powinna być pierwszym filarem ciepła, zrozumienia, pomocy i jak ja to nazywam "host love" :) ale to nie jest takie proste, z maili czy skype stwierdzić, że rodzinka jest właśnie taka :) każda z nas ryzykuje, a dopiero na miejscu wszytsko okazuje się na plus czy minus :)
Boję się bardzo :) tego, co mnie czeka, tego jakich ludzi spotkam, tego czy ameryka jest taka jak sobie ją wyobrażam, nawet tego, że zanim wylece rodzinka ze mnie zrezygnuje ;p;p hehehe :D
 Wiem że nowy jork pokocham, ale czy rodzinka okaże się tak wspaniała jak widzę ją teraz ? :)  we will see :):):)