Instagram

wtorek, 12 listopada 2013

Long, long time ago...:)

Jak obiecałam napiszę co nieco o moim, już teraz dawnym, byciu au pair :) Przeglądając zdjęcia, żeby coś pokazać ;) człowiek uświadamia sobie jak szybko czas leci...jak dziwnie patrzeć na siebie taką młodą :D:D hehe
Do rzeczy ...:):)

Zaczynałam jak większość z Was:), po liceum nie za bardzo wiedziałam co chcę sama ze sobą zrobić, jednego czego byłam pewna to to, że nie dla mnie było standardowe "polskie życie" :) chciałam czegoś innego, chciałam więcej, a najlepiej każdego dnia na innym kawałku świata ;)...i tak oto z moją przyjaciółką zdecydowałyśmy zostać au pair, ja w Anglii, ona w Paryżu, gdzie mieszka po dzień dzisiejszy :)

Rodzinkę szukałam na własną rękę, bez żadnej agencji i tak oto mój wybór padł na okolice Chichester, na słodką 3 latkę, z pięknymi, ciemnymi oczkami i blond loczkami :) Jej brat przyszedł na świat miesiąc po moim przyjeździe. Tak więc moja angielska przygoda rozpoczęła się we wrześniu 2007 roku :)

Po przylocie cała rodzinka czekała na mnie, co bardzo mnie wzruszyło, gdyż spodziewałam się tylko host dad, nie sądziłam, że host mum na końcówce ciąży z trzyletnią Lilian również się zjawią :)
Po 1,5 godz od lotniska dotarliśmy na miejsce...które w pierwszym momencie mnie baardzo przeraziło ;)
Dookoła zupełne pustkowie i widok: 

Niestety nie miałam lepszej jakości ;)
Typowo angielski ogromny dom z dziewiętnastego wieku, otoczony zaroślami z bardzo dużym ogrodem niczym z horroru :D...a już zupełnie zawału dostałam, kiedy wąskimi, kręconymi schodami prowadzono mnie do mojego pokoju na strychu :)...kiedy na chwilę zostałam sama w pokoju, żeby się rozgościć...usiadłam i zaczęłam strasznie płakać :D...tak, tak w tamtej chwili chciałam krzyczeć i nawet byłabym gotowa wracać do domu pieszo...:) 

1/5 ogrodu ;)
Po godzinie histerii ;) :D...wzięłam się w garść :) obejrzałam dokładnie "swój strych", który wyglądał zupełnie normalnie :)...miałam dwa pokoje, telewizor, zaplecze kuchenne (z którego nigdy w końcu nie skorzystałam;)), łazienkę, ogromna przestrzeń tylko do mojej dyspozycji...więc czego chcieć więcej??:):)...kiedy zeszłam na dół cała rodzinka czekała na mnie z uśmiechami na twarzy, czyli około 8 osób (host family, plus host mum's parents, plus bracia host mum):):), przedstawiając się, ściskając mnie... ;) byłam zaskoczona, że zupełnie mi obcy ludzie, którzy widzą mnie pierwszy raz na oczy, witają mnie jakbym już była członkiem ich rodziny :) - Jak się później okazało, tak właśnie było :)

Mieszkałam z rodzicami mojej host mum :)...moja host rodzinka mieszkała w dużo mniejszym domku obok po drugiej stronie ulicy, a z drugiej strony w tak samo małym domku mieszkał brat mojej host mum :).
Rodzice mojej host mum, z którymi mieszkałam na co dzień byli cudowni!!! :) Moi host parents też :) Od razu czułam się z nimi wszystkimi baardzo swobodnie. 

Mój plan dnia był prosty, od pn do pt zaczynałam od 9-12, potem wszyscy razem "rodzinnie" :) jedliśmy obiad, potem miałam przerwę i zaczynałam później 15-17 i wolne :):):), jak widzicie za dużo się nie przepracowywałam ;) ale spędzałam czas z dzieciakami i moją rodzinką dużo dłużej, jak normalna rodzina :)...o 17 było tea time, więc każdy swoją bawarkę pił, a o 19 rodzinna kolacja, która przypominała drugi obiad :)...posiłki jadaliśmy w moim domu, czyli moi host parents przychodzili do nas :), posiłkowy czas stał się rytuałem, który zawsze uwielbiałam:) kiedy każdy rozchodził się do swoich domków, ja siadałam z M. i A. (rodzice host mum z którymi mieszkałam) wspólnie rozmawiając, oglądając telewizję, przy otwartym kominku z lampką winka :):):)
Nie raz T. - brat mojej host mum, mieszkający obok zabierał mnie na dancingi ;)

I tak mijał dzień za dniem...obcy ludzie stali się moją drugą family :)...nie sądziłam, że to możliwe :)...bardzo im zależało na tym, żebym czuła się jak w moim real home. Posłali mnie na kurs angielskiego do pobliskiego collegu, zafundowali wycieczki do Londynu, Oxfordu, Bath. Jeśli czegoś potrzebowałam śmiało mogłam mówić, nawet za moje zakupy płacili, kosmetyki, ciuchy :) kieszonkowe dostawałam małe, ale dosłownie wszystko przywiozłam do Polski :)...czasami głupio mi było i nie raz po cichu coś kupowałam ;), ale kiedy się zorientowali od razu dostawałam po głowie :D...Nawet kiedy doszły do mnie złe wieści z Polski...moja host rodzinka stanęła na wysokości zadania :)...byli przy mnie, pocieszali, przytulali, zmieniali się, ale zawsze ktoś ze mną był, nawet Lilian przytulała mnie i mówiła "It's ok, I will be a good girl and then you'll be happy":D...:) 

Homesick??? - oczywiście!!! :) - każdy ma :) co było najdziwniejsze, miałam go od razu po przyjeździe przez około dwa tygodnie :), od 13 roku życia kiedy to byłam w kadrze narodowej kobiet w pewnej dyscyplinie sportu, wyjazdy miałam częste i długie a mimo tego  tęskniłam za domem - myślałam "jak to możliwe?":),...pomimo, że miałam komputer, rozmawiałam z rodzinką na skype, naprawdę tęskniłam...:) może ta świadomość tego odleglego czasu? sama nie wiem :) aż któregoś dnia obudziłam się i poczułam się w angielskim domu jak...w domu :):) to było cudowne uczucie:)

Moja Lilian?? - kochana!!!, ale początki było trudne ;), była bardzo rezolutna, jak na 3 latkę bardzo rozwinięta, ładnie, wyraźnie mówiła i na początku chciała...dyktować mi warunki :D, podobnie jak mój homesick, tak z Lilian docierałyśmy się ze dwa tygodnie :) ale pokochałyśmy się jeszcze przed przyjściem na świat jej brata Hugo o którego przez parę pierwszych dni była zazdrosna i np. kiedy on spał w kołysce, podchodziła, zabierała kocyk i miała radochę, że gonię ją po całym domu :D Uwielbiała kiedy do snu czytałam jej książki i to po polsku!! - nic nie rozumiała, ale bawił ją dźwięk polskich słów. A kiedy już prawie spała czasami mówiła "You know...I love you:):)", ale oczywiście na drugi dzień kiedy coś przeskrobała lub na coś jej nie pozwalałam było "I don't like you":D - cała Lilian - dziewczynka z charakterkiem ;)

Hugo?? - słodki bobasek, zupełnie nie sprawiający problemów, zero kolek, zero płakania :), mógł godzinami leżeć w wózeczku w ogrodzie, podczas gdy z Lilian szalałyśmy na huśtawkach, trampolinie itp :):)



Zostałam w Anglii na święta, co było interesującym doświadczeniem, inne zwyczaje itp, wszystko to, co widzi się na filmach. Rano każdy przy kominku miał powieszoną "skarpetkę";) oczywiście z moim imieniem też widniała :) to było takie small presents, gdyż te "większe" były później:) Potem poszliśmy wszyscy do kościółka. Kiedy tam weszliśmy wszyscy zaczęli się witać, nikt nie siedział w ławkach, tylko chodził aż do rozpoczęcia mszy:). Potem był w domu uroczysty indyczek i pudding, który dla mnie był nie do zjedzenia :D. Potem trochę zabawy:


Na koniec prezenty główne pod choinką i koniec imprezki ;). Dostałam srebrną bransoletkę od rodziców host mum, słodycze od braci host mum, sweterek + ramka na zdjęcia + słodycze od host parents :) i jakieś drobiazgi od gości, czyli rodziców host dad, czy znajomych którzy w późniejszych dniach przychodzili do nas :)

Hugo nie doczekał do końca :D

Nowy rok spędziłam z moimi host parents u ich przyjaciół. Oni zaprosili jeszcze swoich przyjaciół i tak było nas ok 20 osób :).

Wśród tych wszytskich plusów, również bywały minusy :) które może były i "innymi plusami"?...:)
Mieszkałam w polu :D Do miasta i nad morze niedaleko, ale 2 km do autobusu, ulicą bez lamp, więc tylko gwiazdki oświecały drogę :D Nie miałam samochodu więc sama pojechać nigdzie nie mogłam, i myślę, że to właśnie dlatego spędzałam z moją rodzinką tyle czasu :), może właśnie dlatego staliśmy się sobie tacy bliscy :) Zdarzało mi się nie raz, że ubolewałam nad tym, że nie szukałam rodzinki gdzieś w "cywilizowanym" miejscu, ale z drugiej strony może nie trafiłabym na tak wspaniałą family?? :)

Pewnego dnia byłam z moją host mum w mieście, przechodziłam obok sklepu jubilerskiego, gdzie na wystawie był przepiękny łańcuszek, oczywiście bardzo drogi ;), pokazuje mojej host mum, której również się spodobał i poszłyśmy dalej:)...parę miesięcy później, wieczór przed moim wyjazdem do Polski, przy uroczystej kolacji otrzymałam prezent od moich host parents, otwieram pudełeczko...a tam ten właśnie łańcuszek z wystawy :):)...nie wiedziałam co powiedzieć :)...jeszcze słowa host mum..."byłaś najwspanialszą au pair jaką mogliśmy sobie wymarzyć" :):):)....
Moja host rodzinka nie miała już po mnie żadnej innej au pair.






Czas w Anglii był dla mnie ważnym okresem w moim życiu. Poznałam cudownych ludzi, z którymi do tej pory mam kontakt. Poznałam siebie, swoje pragnienia, nabrałam chęci do dalszego spełniania moich marzeń :):) Po pewnym czasie od opuszczenia Chichester, pojechałam ponownie ich odwiedzić. Lilian mnie pamiętała i od razu rzuciła się na szyję, Hugo natomiast wiadomo...:) niesamowite było zobaczyć kilkuletniego chłopczyka, którego pamiętałam jako kruszynkę:) Zaszły również zmiany...na świat przyszła druga córeczka Mariella :) 

Hugo, Lilian, Mariella 2010 :):)

P.S.

Parę miesięcy po powrocie do Polski, ale przed studiami wybrałam się jako au pair do Szwajcarii :) miałam być tylko na miesiąc, ale zwinęłam się po 3 tygodniach :D...powód?? :D miejscówka - marzenie, domek wśród gór, przepiękny nowoczesny dom...ale?? :)... rodzinka nie do zniesienia :) z host mum nie mogłam się zupełnie dogadać, poza tym przychodziła codziennie rano i opowiadała jakie danej nocy duchy ją nawiedzały :D:D, dzieciaki strasznie nie wychowane ( chłopiec 3 letni nosił pieluchy !!!), nie wytrzymałam i tydz przed wróciłam :)...host mum robiła mi sceny, nie chciała z domu wypuścić :D...szkoda mówić :D...

Także widzicie...rodzinka jest najważniejsza :), ale nie ma się co oszukiwać, że miejsce także :) jednak bez tego drugiego przetrwasz, bez wspaniałej rodzinki - nigdy :):):)

piątek, 8 listopada 2013

next...już trzeci...:)

Nie pisałam, bo nie było o czym...:) co prawda rodzinki pojawiają się, ale to w takim tempie wszystko...już było ich tyle, że już nawet nie będę wymieniać bo szkoda czasu...:) Były z Virgini, Maryland, Texasu, Pensylwanii, Illinois...ale na razie bez zmian...Nie, nie i jeszcze raz wielkie nie! :)

Tak wiem - jestem wybredna :)
Tak wiem - mogę tak szukać w nieskończoność ;)
Wszystko "Tak wiem" ale jak mam już jechać to tak abym była mega Happy!!! :):)

Napiszę jeszcze posta w późniejszym czasie o moich au pairowskich experiences, bo pytacie mailowo ;)
ale potem odezwę się dopiero kiedy będę miała Perfect Match, albo będę rezygnować z programu, na razie daję sobie czas do końca roku i we will see :)