Instagram

środa, 14 maja 2014

Weekendowo - kolorowo... ;)

Weekend... jak zawsze dużo planów, jak zawsze za mało czasu ;D

W ten weekend spotykałam się oczywiście z osobami mi najbliższymi na amerykańskiej ziemi ;)
Sobota była dość fikuśna, gdyż z samego rana jeszcze przed wyjściem sprawdzając pogodę w iphonie - deszcz... ehh patrzę przez okno...hmm jakoś nie widzę deszczu, tylko upał i wielkie słońce :) jak zawsze przezornie wystawiłam parasol na stół, żeby o nim nie zapomnieć.... oczywiście zapomniałam ;) ehh no cóż, już za późno, żeby się cofnąć...:)

Spotkałam się z koleżanką M., której znajomi z Polski przylecieli na parę dni pozwiedzać NYC, więc grupką ruszyliśmy na podbój NYC :)... ciepło było jak nic, więc grzechem byłoby nie podziwiać "obudzonego" już z zimowego snu ...? ;)





Central Park"u" ;)







Po tak przyjemnym spacerze, postanowiliśmy wybrać się na drugą stronę, czyli river side... i tutaj w ciągu dosłownie paru minut, nagle... "mały" deszczyk, po którym byłam/(liśmy) caluteńka mokra :D



Oczywiście się nie poddałam, chociaż miałam zamiar zakończyć na tym moje sobotnie zwiedzanie, ale jednak atmosfera była taka, że aż szkoda mi było :)
I dobrze, bo w odpowiedniej porze załapaliśmy się do muzeum sztuki współczesnej -
The Guggenheim Museums and Foundation - i zamiast dwudziestu paru dolarów, zapłaciliśmy po 1 $ :)



Potem dłuugi spacerek na Times Square z 86 st na 42 st ;p, gdzie rozkoszowaliśmy się kawałkami pizzy za 1$ ;p;p
Potem do domku i spać, bo rano next trip :)

W niedziele spotkałam się z O., znacie ją bardzo dobrze z blogu, razem też spędzałyśmy Wielkanoc ;) - jakby to określić? - dzieli nas wszystko - pokolenie, zainteresowania - ale przemawiamy jedną duszą ;);) :*:* - to odpowiedź na Twoje pytanie ;);)
Z racji tego, że pogoda miała być i faktycznie była ładna, stwierdziłyśmy, że jedziemy na Coney Island, poleniuchować, poplażować, i poczuć dreszczyk emocji...;)
Pierwszym naszym punktem był rollercoaster... ja już obeznana w tego typu zabawkach bałam się jak nie wiem, kiedy to wyczytałam, że był on zbudowany w 1927 r!!! i z bliska wygladał, jakby miał się zakaz rozpaść :D "Pani" O. był to debiut i kiedy to powoli wjeżdżaliśmy kolejką w górę usłyszałam słodkie "Oo zaraz powinno być widać Manhattan" :D i nagle jak zaczęliśmy zjeżdżać w dół...krzyk, oczywiście mój bo O. wtuliła się do mnie jak do mamuni ;p;p - rewelacyjna adrenalina - ach uwielbiam to :D hehe


 


Potem już tylko hang out na plaży... piasek pod stopami, lekki wiaterek od oceanu, latające helikoptery, słoneczko...cudownie... :)






 i nasze nie zamykające się buzie ;p;p

 


 

 Z wielkim "bólem" czas było wracać na Manhattańską ziemię... ;)
Na koniec udałyśmy się do Bryant Parku, gdzie sączyłyśmy nasze "uzależnienie" - tak a propos naszej diety :D:D:D


 


Thank you all :*:*:*

6 komentarzy:

  1. 'dzieli nas pokolenie' - zabrzmiało jakby to było 20, a nie pięć lat różnicy :)))
    nadal przeżywam ten rollercoaster!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Central Park jest tak niesamowity jak w filmach? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej:)) A nie wiesz czy w LOCIE mozna zabrac jeszcze torebke oprocz podreecznego??

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny post
    i bardzo fajny blog będę tutaj zaglądała
    pozdrawiam i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń