Instagram

środa, 20 sierpnia 2014

Niedaleko Big Apple...

Pierwszym moim postem po long break będą obiecane już zaległości, czyli Princeton i "wycieczka" na Yankee Stadium.


Princeton, miasteczko tuż obok NYC, jakieś 1,5 godz powolnym autobusem ( serio, dawno już nie jechałam czymś tak powolnym ;p ). Razem z M. wybrałyśmy się tam jakoś pod koniec maja. Bilety miałyśmy na inne godz, bo tak było taniej - od razu przydatna rada ;) - jeśli jedziecie z kimś to śmiało kupujcie jeden bilet i na iphonie pokażcie ten sam kierowcy :D oni zupełnie tego nie sprawdzają, ważne, żeby godzina się zgadzała. Same to przetestowałyśmy i voila !! wracając jechałyśmy o tej samej godzinie pomimo, że bilety miałyśmy na inne godziny ;p. Co prawda bilet kosztuje nie dużo, ale zawsze $ w kieszeni ;p
Kiedy tylko wjechaliśmy do Princeton, pierwsze co mnie "uderzyło", to wszystko wydawało mi się takie...angielskie...jakbym przyjechała do Anglii z powrotem :)
Princeton powierzchniowo jest nieduże, więc na zwiedzenie wystarczy w zupełności nie więcej niż 4 godzinki, ale miasteczko jest urocze :) 
Słynie ono przede wszystkim z Uniwersytetu i faktycznie...całą praktycznie powierzchnie zajmują budynki uniwersyteckie, wszelkie kampusy, dookoła tego pare ulic i that is all...:)


Ta cała otoczka i atmosfera "naukowa" robią wrażenie... ahhh od razu przez ułamek sekundy widziałam siebie, chodzącą z książkami tymi uliczkami, jako jedna ze studentek ;) hehe



Po dość wyczerpującym spacerze po uniwerku ( było strasznie goorąco - ale kocham taką pogodę :D ), wybrałayśmy się do "miasta" :D i tutaj można powiedzieć, że naprawdę tutaj nic nie ma :D śmiałyśmy się nawet do siebie, że gdzie Ci studenci się bawią?? :);p;p hehe
Pare kawiarenek, restauracji... A że umierałyśmy z głodu to szukałyśmy wnikliwie, tym bardziej, że Princeton do tanich okolic wbrew pozorom nie należy. Znalazłyśmy bar...jak tylko zobaczyłyśmy wnętrze, to nawet na ceny nie patrzyłyśmy :D



Jako, że jestem bardzo "zżyta z dr Housem", to moim zamiarem było również zobaczenie przy okazji tego budynku uniwersytetu, który jest pokazany jako szpital w serialu. Jak się okazało od samego Princeton jest to spacerkiem ok godz w jedną stronę, ale niestety z powodu złośliwości rzeczy martwych musiałyśmy tę część wycieczki odłożyć na kiedy indziej...mam tylko nadzieję, że to "kiedy indziej" ;p jeszcze nadejdzie ;)

Spacerowałyśmy po Princeton dość długo i trafiłyśmy na pomnik Alberta Einsteina. Sama nie wiedziałam, że spędził on większość życia w Princeton i tutaj też umarł.


Jeśli chcecie przenieść się na chwilę do angielskich okolic to Princeton jak najbardziej polecam na niedziele po południe. Co prawda miasteczko nie duże, ale bardzo słodkie i najlepiej wybrać porę kiedy studenci są na miejscu !!! wtedy wierzcie mi...wniknąć w ten tłum, a na pewno poczujecie się jak jedni z nich ;)




P.S. 
Jak wspomniałam, byłam też na meczu baseballa...i tak jak przypuszczałam pierwszy i ostatni raz :D hehe chyba nigdy się tak nie wynudziłam na jakiejkolwiek dyscyplinie sportu :D
Ale w końcu jesteśmy w Ameryce i aż grzechem byłoby nie pójść...jak pewnie większość z Was :D
Jedyne, co naprawdę mi się podobało to stadion, sam budynek w sobie...
Także byłam, zobaczyłam i nigdy "raczej" ;) nie powtórzę :D hehe




D. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz