Jak obiecałam napiszę co nieco o moim, już teraz dawnym, byciu au pair :) Przeglądając zdjęcia, żeby coś pokazać ;) człowiek uświadamia sobie jak szybko czas leci...jak dziwnie patrzeć na siebie taką młodą :D:D hehe
Do rzeczy ...:):)
Zaczynałam jak większość z Was:), po liceum nie za bardzo wiedziałam co
chcę sama ze sobą zrobić, jednego czego byłam pewna to to, że nie dla mnie było
standardowe "polskie życie" :) chciałam czegoś innego, chciałam
więcej, a najlepiej każdego dnia na innym kawałku świata ;)...i tak oto z moją
przyjaciółką zdecydowałyśmy zostać au pair, ja w Anglii, ona w Paryżu, gdzie
mieszka po dzień dzisiejszy :)
Rodzinkę szukałam na własną rękę, bez żadnej agencji i tak oto mój wybór
padł na okolice Chichester, na słodką 3 latkę, z pięknymi, ciemnymi oczkami i
blond loczkami :) Jej brat przyszedł na świat miesiąc po moim przyjeździe. Tak
więc moja angielska przygoda rozpoczęła się we wrześniu 2007 roku :)
Po 1,5 godz od lotniska dotarliśmy na miejsce...które w
pierwszym momencie mnie baardzo przeraziło ;)
Dookoła zupełne pustkowie i widok:
Niestety nie miałam lepszej jakości ;) |
Typowo angielski
ogromny dom z dziewiętnastego wieku, otoczony zaroślami z bardzo dużym ogrodem
niczym z horroru :D...a już zupełnie zawału dostałam, kiedy wąskimi, kręconymi
schodami prowadzono mnie do mojego pokoju na strychu :)...kiedy na chwilę
zostałam sama w pokoju, żeby się rozgościć...usiadłam i zaczęłam strasznie
płakać :D...tak, tak w tamtej chwili chciałam krzyczeć i nawet byłabym gotowa
wracać do domu pieszo...:)
1/5 ogrodu ;) |
Po godzinie histerii ;) :D...wzięłam się w garść :)
obejrzałam dokładnie "swój strych", który wyglądał zupełnie normalnie
:)...miałam dwa pokoje, telewizor, zaplecze kuchenne (z którego nigdy w końcu
nie skorzystałam;)), łazienkę, ogromna przestrzeń tylko do mojej
dyspozycji...więc czego chcieć więcej??:):)...kiedy zeszłam na dół cała rodzinka
czekała na mnie z uśmiechami na twarzy, czyli około 8 osób (host family, plus host mum's parents, plus bracia host mum):):), przedstawiając się,
ściskając mnie... ;) byłam zaskoczona, że zupełnie mi obcy ludzie, którzy widzą
mnie pierwszy raz na oczy, witają mnie jakbym już była członkiem ich rodziny :) -
Jak się później okazało, tak właśnie było :)
Mieszkałam z rodzicami mojej host mum :)...moja host rodzinka mieszkała w
dużo mniejszym domku obok po drugiej stronie ulicy, a z drugiej strony w tak
samo małym domku mieszkał brat mojej host mum :).
Rodzice mojej host mum, z którymi mieszkałam na co dzień byli cudowni!!! :)
Moi host parents też :) Od razu czułam się z nimi wszystkimi baardzo swobodnie.
Mój plan dnia był prosty, od pn do pt zaczynałam od 9-12, potem wszyscy razem
"rodzinnie" :) jedliśmy obiad, potem miałam przerwę i zaczynałam
później 15-17 i wolne :):):), jak widzicie za dużo się nie przepracowywałam ;)
ale spędzałam czas z dzieciakami i moją rodzinką dużo dłużej, jak normalna
rodzina :)...o 17 było tea time, więc każdy swoją bawarkę pił, a o 19 rodzinna
kolacja, która przypominała drugi obiad :)...posiłki jadaliśmy w moim domu,
czyli moi host parents przychodzili do nas :), posiłkowy czas stał się
rytuałem, który zawsze uwielbiałam:) kiedy każdy rozchodził się do swoich
domków, ja siadałam z M. i A. (rodzice host mum z którymi mieszkałam) wspólnie
rozmawiając, oglądając telewizję, przy otwartym kominku z lampką winka :):):)
Nie raz T. - brat mojej host mum, mieszkający obok zabierał mnie na dancingi ;)
Nie raz T. - brat mojej host mum, mieszkający obok zabierał mnie na dancingi ;)
I tak mijał dzień za dniem...obcy ludzie stali się moją drugą family
:)...nie sądziłam, że to możliwe :)...bardzo im zależało na tym, żebym czuła
się jak w moim real home. Posłali mnie na kurs angielskiego do pobliskiego
collegu, zafundowali wycieczki do Londynu, Oxfordu, Bath. Jeśli czegoś
potrzebowałam śmiało mogłam mówić, nawet za moje zakupy płacili, kosmetyki, ciuchy
:) kieszonkowe dostawałam małe, ale dosłownie wszystko przywiozłam do
Polski :)...czasami głupio mi było i nie raz po cichu coś kupowałam ;), ale
kiedy się zorientowali od razu dostawałam po głowie :D...Nawet kiedy doszły do mnie złe wieści z Polski...moja host rodzinka stanęła na wysokości zadania :)...byli przy mnie, pocieszali, przytulali, zmieniali się, ale zawsze ktoś ze mną był, nawet Lilian przytulała mnie i mówiła "It's ok, I will be a good girl and then you'll be happy":D...:)
Homesick??? - oczywiście!!! :) - każdy ma :) co było najdziwniejsze, miałam go od razu po
przyjeździe przez około dwa tygodnie :), od 13 roku życia kiedy to byłam w kadrze narodowej kobiet w pewnej dyscyplinie sportu, wyjazdy miałam częste i długie a mimo tego tęskniłam za domem - myślałam "jak to możliwe?":),...pomimo, że miałam komputer, rozmawiałam z rodzinką na skype, naprawdę tęskniłam...:) może ta świadomość tego odleglego czasu? sama nie wiem :) aż któregoś dnia obudziłam się i
poczułam się w angielskim domu jak...w domu :):) to było cudowne uczucie:)
Moja Lilian?? - kochana!!!, ale początki było trudne ;), była bardzo
rezolutna, jak na 3 latkę bardzo rozwinięta, ładnie, wyraźnie mówiła i na
początku chciała...dyktować mi warunki :D, podobnie jak mój homesick, tak z
Lilian docierałyśmy się ze dwa tygodnie :) ale pokochałyśmy się jeszcze przed
przyjściem na świat jej brata Hugo o którego przez parę pierwszych dni była
zazdrosna i np. kiedy on spał w kołysce, podchodziła, zabierała kocyk i miała radochę, że gonię ją po całym domu :D Uwielbiała kiedy do snu czytałam jej książki i to po polsku!! - nic nie rozumiała, ale bawił ją dźwięk polskich słów. A kiedy już prawie spała czasami mówiła "You know...I love you:):)", ale oczywiście na drugi dzień kiedy coś przeskrobała lub na coś jej nie pozwalałam było "I don't like you":D - cała Lilian - dziewczynka z charakterkiem ;)
Hugo?? - słodki bobasek, zupełnie nie sprawiający problemów, zero kolek,
zero płakania :), mógł godzinami leżeć w wózeczku w ogrodzie, podczas gdy z Lilian szalałyśmy na huśtawkach, trampolinie itp :):)
Zostałam w Anglii na święta, co było interesującym doświadczeniem, inne zwyczaje itp, wszystko to, co widzi się na filmach. Rano każdy przy kominku miał powieszoną "skarpetkę";) oczywiście z moim imieniem też widniała :) to było takie small presents, gdyż te "większe" były później:) Potem poszliśmy wszyscy do kościółka. Kiedy tam weszliśmy wszyscy zaczęli się witać, nikt nie siedział w ławkach, tylko chodził aż do rozpoczęcia mszy:). Potem był w domu uroczysty indyczek i pudding, który dla mnie był nie do zjedzenia :D. Potem trochę zabawy:
Na koniec prezenty główne pod choinką i koniec imprezki ;). Dostałam srebrną bransoletkę od rodziców host mum, słodycze od braci host mum, sweterek + ramka na zdjęcia + słodycze od host parents :) i jakieś drobiazgi od gości, czyli rodziców host dad, czy znajomych którzy w późniejszych dniach przychodzili do nas :)
Hugo nie doczekał do końca :D
Nowy rok spędziłam z moimi host parents u ich przyjaciół. Oni zaprosili jeszcze swoich przyjaciół i tak było nas ok 20 osób :).
Wśród tych wszytskich plusów, również bywały minusy :) które może były i "innymi plusami"?...:)
Mieszkałam w polu :D Do miasta i nad morze niedaleko, ale 2 km do autobusu, ulicą bez lamp, więc tylko gwiazdki oświecały drogę :D Nie miałam samochodu więc sama pojechać nigdzie nie mogłam, i myślę, że to właśnie dlatego spędzałam z moją rodzinką tyle czasu :), może właśnie dlatego staliśmy się sobie tacy bliscy :) Zdarzało mi się nie raz, że ubolewałam nad tym, że nie szukałam rodzinki gdzieś w "cywilizowanym" miejscu, ale z drugiej strony może nie trafiłabym na tak wspaniałą family?? :)
Pewnego dnia byłam z moją host mum w mieście, przechodziłam obok sklepu jubilerskiego, gdzie na wystawie był przepiękny łańcuszek, oczywiście bardzo drogi ;), pokazuje mojej host mum, której również się spodobał i poszłyśmy dalej:)...parę miesięcy później, wieczór przed moim wyjazdem do Polski, przy uroczystej kolacji otrzymałam prezent od moich host parents, otwieram pudełeczko...a tam ten właśnie łańcuszek z wystawy :):)...nie wiedziałam co powiedzieć :)...jeszcze słowa host mum..."byłaś najwspanialszą au pair jaką mogliśmy sobie wymarzyć" :):):)....
Moja host rodzinka nie miała już po mnie żadnej innej au pair.
Czas w Anglii był dla mnie ważnym okresem w moim życiu. Poznałam cudownych ludzi, z którymi do tej pory mam kontakt. Poznałam siebie, swoje pragnienia, nabrałam chęci do dalszego spełniania moich marzeń :):) Po pewnym czasie od opuszczenia Chichester, pojechałam ponownie ich odwiedzić. Lilian mnie pamiętała i od razu rzuciła się na szyję, Hugo natomiast wiadomo...:) niesamowite było zobaczyć kilkuletniego chłopczyka, którego pamiętałam jako kruszynkę:) Zaszły również zmiany...na świat przyszła druga córeczka Mariella :)
![]() |
Hugo, Lilian, Mariella 2010 :):) |
P.S.
Parę miesięcy po powrocie do Polski, ale przed studiami wybrałam się jako au pair do Szwajcarii :) miałam być tylko na miesiąc, ale zwinęłam się po 3 tygodniach :D...powód?? :D miejscówka - marzenie, domek wśród gór, przepiękny nowoczesny dom...ale?? :)... rodzinka nie do zniesienia :) z host mum nie mogłam się zupełnie dogadać, poza tym przychodziła codziennie rano i opowiadała jakie danej nocy duchy ją nawiedzały :D:D, dzieciaki strasznie nie wychowane ( chłopiec 3 letni nosił pieluchy !!!), nie wytrzymałam i tydz przed wróciłam :)...host mum robiła mi sceny, nie chciała z domu wypuścić :D...szkoda mówić :D...
Także widzicie...rodzinka jest najważniejsza :), ale nie ma się co oszukiwać, że miejsce także :) jednak bez tego drugiego przetrwasz, bez wspaniałej rodzinki - nigdy :):):)
a jaki był poziom Twojego angielskiego przed wyjazdem? nie mialaś blokady? wlaśnie zastanawiam się nad au pair i najbardziej obawiam się jak sobie poradzę językowo:(
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się językiem!!!:), jeśli mówisz zupełnie podstawowym angielskim to don't worry:)...ja nie mówiłam perfect i pewnie, że na początku mało mówiłam i ciężko było mi ich zrozumieć przez ten angielski akcent - my polacy jesteśmy jednak osłuchani z amerykańskim angielskim ;), ale rodzinka powtarzała, pokazywała...oj nie raz się uśmialiśmy :D...więc jeśli chodzi o język, to to najmniejszy problem :):)
OdpowiedzUsuńdzięki bardzo,podniosłaś mnie na duchu! mówię takim sredniozaawansowanym angielskim ale jednak obawy są;)
Usuńwspaniałe przeżycia :) aż miło się czytało. Fajnie, że udało Ci się trafić na tak wspaniałą rodzinkę :D
OdpowiedzUsuń